sobota, 9 lipca 2016

1

POCZĄTEK


    Naj­lep­sza restau­ra­cja w Lon­dy­nie owo­co­wała dziś w naj­więk­sze oso­bi­sto­ści. Przy sto­liku obok bal­konu sie­dział przy­szły dzie­dzic naj­więk­szej kor­po­ra­cji. Naprze­ciwko niego była córka kan­dy­data na pre­miera. Oboje nie mieli ochoty na spo­tka­nie, ale zostali zmu­szeni. Mał­żeń­stwo na pokaz jest naj­lep­szą metodą, aby obie strony sko­rzy­stały. Choi będą mieć wię­cej klien­tów w swoim cen­trum han­dlo­wym, a Patrick Thorn zyska sprzy­mie­rzeń­ców. Ide­alny układ prawda? Siwon upił swoją kawę i spoj­rzał na Pene­lopę, która widocz­nie była już znu­dzona. Podał jej kon­trakt. Kobieta prze­czy­tała go i sar­ka­stycz­nie się zaśmiała.

– Serio? Dwa pro­cent dochodu? Jesteś naprawdę sknerą. Daj mi, cho­ciaż pięć. – mówiła, rzu­ca­jąc kartki na sto­lik.

– Była to umowa naszych rodzi­ców. Oni zde­cy­do­wali, że tyle Ci wystar­czy. – odarł spo­koj­nie, spo­glą­da­jąc za okno.

– No oczy­wi­ście, każdy wie co, jest dla mnie naj­lep­sze. – mówiła- Poza mną.

– Ty to powie­dzia­łaś. – mówił– Teraz wybacz mi, muszę udać się na spo­tka­nie. – wstał od stołu i kiedy miał, już zamiar odejść zatrzy­mał go głos Pene­lopy.

– Wiedz, że jest męż­czy­zna, któ­rego kocham. – spoj­rzał na nią– Ty jesteś dla mnie tylko i wyłącz­nie kon­traktem bizne­so­wym.

– Nie martw się. – uśmiech­nął się– Nigdy nie zako­chał­bym się w roz­piesz­czo­nym gów­nia­rzu.

Kobieta spoj­rzała na niego ura­żona i wymi­nęła go. Siwon był z sie­bie dumny. Nie polu­bił jej od pierw­szego spo­tka­nia w jego domu. Była pyskata, nie­punk­tu­alna, roz­wy­drzona, a do tego uwa­żała, że jest naj­pięk­niej­sza na świe­cie. Iry­to­wała go. Nie miałby jej za złe, jakby nie przy­szła na ślub.


***

    Cen­trum han­dlowe pękało od ilo­ści kupu­ją­cych. Zbli­żało się Boże Naro­dze­nie, więc zapo­mi­nal­scy dopiero teraz kupo­wali pre­zenty. Alex stała przy wie­sza­kach roz­wie­sza­jąc naj­now­sze suk­nie od zna­nych pro­jek­tan­tów. Zasta­na­wiała się, ile musia­łaby gło­do­wać, aby kupić cho­ciaż jedną. Widząc roz­gnie­wane spoj­rze­nie swo­jej prze­ło­żo­nej, wyszła ze swo­jej kra­iny marzeń i sku­piła się na pracy. W tym dziale pra­co­wały tylko trzy kobiety łącz­nie z nią. Kiedy skoń­czyła pode­szła do kasy, gdzie pulchna kobieta wykłó­cała się z jej kole­żanką Niną. Alex grzecz­nie przy­wi­tała się z nią.

– Może Ty jesteś mądrzej­sza! – krzy­czała-Chcę zwrotu pie­nię­dzy. – rzu­ciła w nią sukienką.

– Oczy­wi­ście. – odparła, zdej­mu­jąc z głowy mate­riał. – Popro­szę rachu­nek.

– Słu­cham? – robiła się coraz bar­dziej czer­wona.

– Rachu­nek jest potwier­dze­niem zakupu bez tego, nie oddam pani pie­nię­dzy. Poza tym jest to uży­wane i wyprane nie­jed­no­krot­nie. – wyli­czała, a Nina sto­jąca przy kasie uśmiech­nęła się. – Nie jeste­śmy orga­ni­za­cją cha­ry­ta­tywną, pro­szę opu­ścić sklep. – oddała kobie­cie sukienkę, a ta zła wyszła ze sklep.

– Dobrze, że przy­szłaś. – Nina oparła się o ladę-Ty tu powin­naś stać.

– Uczysz się dopiero. – Alex uśmiech­nęła się i spoj­rzała na zega­rek-Już sie­dem­na­sta.

– Zamy­kamy? – zapy­tała z nadzieją.

– Tak. – zaśmiała się.

 Alex poza­my­kała wszystko i odnio­sła klu­cze do ochrony. Od kilku dni ona jest odpo­wie­dzialna za to. Przy­cho­dziła jako pierw­sza i opusz­czała miej­sce pracy jako ostat­nia. Idąc uli­cami Lon­dynu, spo­glą­dała na zamknięte już wystawy ulicz­nych skle­pów. Cze­kała na święta chyba jak nikt inny. Miała ochotę odpo­cząć po cięż­kim roku pracy. Lubiła pracę w butiku, ale od kiedy Simona jest na urlo­pie macie­rzyń­skim, a jej miej­sce zajęła Mandy, jej dzień był zmorą. Prze­ło­żona całe dnie sie­działa w bia­łym fotelu i cza­sami witała klien­tów. Czuła, że pod­czas wizy­ta­cji w pią­tek rodziny Choi będzie musiała dopil­no­wać wszyst­kiego. Westch­nęła i popra­wiła czapkę.

Z daleka widziała już swój dom, który był połą­czony z małą rodzinną restau­ra­cją. Uwiel­biała jedze­nie swo­jej mamy. Jej ojciec był Wło­chem, a matka angielką. Połą­cze­nie kuli­narne tych dwóch nacji było strza­łem w dzie­siątkę, ale żeby mieć restau­ra­cje potrzeba pie­nię­dzy. Kiedy była dziec­kiem codzien­nie, było tam wiele osób. Teraz cza­sami natknie się tury­sta. Jej rodzice nie chcieli zamknąć restau­ra­cji, więc ojciec poży­czył pie­nią­dze od szem­ra­nych typ­ków, któ­rzy teraz cią­gle ich nacho­dzą.

– Ej Ty młoda. – znała ten głos za dobrze. Odw­ró­ciła się i zoba­czyła faceta po trzy­dzie­stce. Od razu patrząc na jego twarz, można było, domy­ślić się czym się zaj­muje. Kobieta wsa­dziła dło­nie do kie­szeni i cze­kała na kolejne słowa męż­czy­zny.

– Kiedy spła­ci­cie w końcu dług? – pod­szedł bli­żej.

– Sta­ram się, już spła­ci­łam ponad połowę– mówiła spo­koj­nie.

– Ponad połowę? – zaśmiał się, odpa­la­jąc papie­rosa-Skar­bie widzę, że gówno wiesz o praw­dzi­wym życiu, co? Odsetki wzra­stają przez te lata.

– Spłacę Cię. – prze­rwała mu.

– Daje Ci pół roku, rozu­miesz? – zapy­tał ści­ska­jąc jej ramie-Masz pół roku, żeby spła­cić mi cztery miliony fun­tów. Jeśli się spóź­nisz, to przez tę śliczną twa­rzyczkę prze­leci kulka. – puścił ją i poszedł w drugą stronę.

Kobieta roz­ma­so­wała ramię i odpro­wa­dziła go wzro­kiem. Nie chcąc, dener­wo­wać matki ruszyła w stronę domu.


***
 Pene­lopa sie­działa przy kominku wraz z Chri­sem. Poło­żyła głowę na jego ramie­niu i popi­jała co chwilę wino. Nie mogła uwie­rzyć, że za kilka dni będzie miesz­kać z nim pod jed­nym dachem. Cie­szyło ją to, ale per­spek­tywa tego, że będzie musiała widy­wać jego żonę, ją prze­tła­czała. Poznała ją, wie­działa, że jest zazdro­sna, cho­ciażby o jedno spoj­rze­nie. Spoj­rzała na twarz uko­cha­nego, która dzi­siej­szego dnia była taka nie­obecna.


– Coś się stało? – zapy­tała, a on spoj­rzał na nią.


– Myślę o Tatia­nie. – upił łyk wina i dokoń­czył-Robi się jak jej matka.


– Czyli? – zacie­ka­wiło ją to, co powie­dział.


– Każdy wie, że Julia wyszła za wice­pre­zesa Choi ze względu na pozy­cje. Bez niego jest nikim. Teraz kiedy to jego jedyny syn Siwon ma odzie­dzi­czyć, firmę podej­rze­wam, że coś knują.


– To jest też nie­spra­wie­dliwe, że Twoja żona nic nie dosta­nie. – wstała z kanapy i pode­szła do okna.


– Tatianę i mojego teścia nie łączą więzy krwi, dobrze wiesz. Adop­to­wał ją, ale na­dal nie jest jego córką. Siwon’a uro­dziła kobieta, która kochał.


– Swo­jej obec­nej żony nie kocha? – zapy­tała obra­ca­jąc się.


– Darzy ją sza­cun­kiem. Ale miłość? Pro­szę Cię, ta bez­duszna kobieta nie wie, co to ozna­cza.


Prolog



          Sarna sto­jąca na ulicy zbie­gła z niej, uni­ka­jąc roz­pę­dzo­nego samo­chodu, który nie­bez­piecz­nie zbli­żał się do klifu. Kobieta, która kie­ro­wała pojazd, sta­rała się ocu­cić męż­czy­znę obok. Nie mogła nawet wysko­czyć z wozu. Przy­pięta do kie­row­nicy ręka unie­moż­li­wiała jej nawet zawró­ce­nie samo­chodu. Zje­chali z
szyb­ko­ścią świa­tła z drogi i zaczęli zbli­żać się do ogro­dze­nia, które chro­niło kie­row­ców przed śmier­cią poprzez upa­dek do morza.

    Z całą siłą wal­nęli w ogro­dze­nie. Linki od niego oplo­tły samo­chód. Wal­nął on w skały i odbił się od nich. Kobieta otwo­rzyła zamknięte wcze­śniej oczy i spoj­rzała w dół. Nie mogła uwie­rzyć w fakt, że zaraz umrze. Sły­szała jak jedna z linek puściła, prze­krzy­wia­jąc samo­chód. Spoj­rzała na męż­czy­znę obok. Krew sączyła mu się z czoła. W kie­szeni dostrze­gła klucz od kaj­da­nek. Deli­kat­nie wyjęła go, a męż­czy­zna, przez kolejne pęk­nię­cie linki, wyle­ciał przez przed­nią szybę pro­sto do morza. Trzę­są­cymi się rękami uwol­niła swoją dłoń i spoj­rzała w dół. Nie było moż­li­wo­ści, żeby udało jej się uwol­nić. Sły­sząc swój tele­fon w kie­szeni kurtki, wyjęła go i spoj­rzała na wyświe­tlacz. Napis „Psy­chol” uspo­koił ją. Wci­snęła zie­loną słu­chawkę i przy­su­nęła tele­fon do ucha.

– Dobrze wiesz, że mogę Ci ura­to­wać, musisz tylko zgo­dzić się– powie­dział głos. Kobieta roz­łą­czyła się i spoj­rzała na listę kon­tak­tów, wyszu­kała swo­jego brata. Posta­no­wiła nagrać mu wia­do­mość. Wytarła twarz mokrą od łez i spoj­rzała na sie­bie.

– Hej mamo, tato i hej Tobias- mówiła sła­bym gło­sem. – Nigdy Wam tego nie mówi­łam, ale kocham Was całym ser­cem i zawsze będę. Spłać­cie swoje długi i wyjedź­cie stąd. Może do Włoch? To było Wasze marze­nie. – uśmiech­nęła się i wytarła łzy. – A Ty Tobias ogar­nij się w końcu. Życie to nie bajka nie możesz się tak mar­no­wać. Pamię­taj, że zawsze będę z Tobą. – Kolejna linka puściła, a kobieta krzyk­nęła. Spoj­rzała na ekran i ostatni raz powie­działa. – Kocham Was.

Wysłała wia­do­mość i nie cze­ka­jąc na potwier­dze­nie dostarczenia, zadzwo­niła do „Psy­chola”. Nie musiała długo cze­kać na odzew. Sły­sząc oddech po dru­giej stro­nie, przy­mknęła oczy.

–Zga­dzam się– powie­działa.

– Świet­nie.

– Ura­tuj mnie. – Spoj­rzała na morze z prze­ra­że­niem.

– Ura­tuję, ale pamię­taj- szep­nął.– Alek­san­dra Mon­son musi zgi­nąć, żebyś Ty żyła. – Po tych sło­wach roz­łą­czył się, a samo­chód wpadł do morza.

       Kobieta już pod wodą pró­bo­wała odpiąć pas. Udało jej się to po kilku pró­bach. Wydo­stała się przez otwarte okno i zaczęła pły­nąć w górę. W poło­wie drogi czuła się już słaba. Powie­trze się jej koń­czyło.

       Dry­fo­wała, widząc w gło­wie obrazy z jej życia. Śmierć jest łatwa i przy­jemna, a życie to jedno wiel­kie gówno. Czu­jąc ucisk na ramie­niu, spoj­rzała w górę. Ura­to­wał ją.