CZAS SIĘ POŻEGNAĆ
Godzina siedemnasta trzydzieści. Wyjątkowo Aleksandrze udało się zerwać z pracy wcześniej. Cały czas myślała o rozmowie z mężczyzną. Do północy ma się zgodzić udawać jakąś kobietę? To niemożliwe. Na miejsce spotkania podwiozła ją taksówka. Zapłaciła i opuściła pojazd. Spojrzała na nie zachęcająco wyglądający budynek. Westchnęła cicho i sprawdziła, czy aby na pewno wybrała dobrą ilość gotówki. Ostatni raz spojrzała na kopertę. Schowała ją do torebki i podeszła do drzwi. Zapukała kilka razy. Już miała odejść kiedy drzwi uchyliły się, a w nich stanął znany jej mężczyzna.
– O, proszę. Miałaś być o osiemnastej.
– Ale jestem teraz. – odpowiedziała mu.
Mężczyzna tylko wpuścił ją do środka. Nic się nie zmieniło. Nadal farba zchodziła ze ścian, a stare kafelki odpadały. Szła za dobrze zbudowanym mężczyzną. Migajace światła dodawały mroku temu miejscu. Idąc korytarzem usłyszała krzyki. Serce mocniej jej zabiło. Wrzaski były coraz to głośniejsze. Zatrzymali się przed drzwiami. Mężczyzna zapukał, a następnie je otworzył.
– Szefie nasza przyjaciółka przyszła. – zaśmiał się wchodząc do środka. Alex chwilę biła się z myślami. Jednak weszła do pomieszczenia. Od razu zobaczyła pobitego mężczyznę w kącie.
– O, Aleksandra – Brad stał przy kranie i obmywał krew z rąk – Widzisz Steve? Przez Ciebie będzie się nas teraz bała – zwrócił się do mężczyzny w kącie.
– Mam pieniądze – odparła.
– Cieszę się – usiadł na kanapie wskazując dłonią na fotel. Kobieta wyminęła jego współpracowników i usiadła na zakurzonym meblu. Z torebki wyjęła kopertkę. Podała ją Bradowi. Mężczyzna przeliczył kwotę i z uznaniem spojrzał na nią.
– Nieźle…– nie zdąrzył dokończyć gdyż chłopak, którego pobił rzucił w jego głowę popielniczką. Widzący to zdarzenie współpracownicy podbiegli do niego z łomami. Alex czuła jak serce chce wyskoczyć z jej piersi. Wstała z fotela i cicho ruszyła w stronę drzwi. Kiedy złapała klamkę usłyszała ciche zdanie.
– Szefie, on nie żyje.– odwróciła się i sporzała na nich. Zdumiony Brad podszedł do ciała Steva i sprawdził puls.
– Wy idioci! – wykrzyczał, ale po chwili przypomniał sobie kto jeszcze jest w pomieszczeniu. Trzy pary oczu spoczeły na kobiecie. Kurczowo chwyciła ona swoją czarną torebkę i ze strachem oznajmiła.
– Nic nie widziałam, naprawdę – widząc, że zbliżają się do niej – Nie powiem nikomu.
Jeden z mężczyzn złapał ja za dłonie i zaprowadził do samochodu, gdzie założył jej kajdanki. Po chwili zobaczyła jak z budynku wychodzi Brad, a tuż za nim Jacob niosący czarny worek ze zwłokami. Obok kobiety usiadł Brad. Kiedy usłyszała zamykanie się bagażnika wiedziała, że to jej koniec. Samochód ruszył. Auto jechało w nieznany jej kierunku. Strach, który odczuwała był nie do opisania. Ręce jej się pociły i trzęsły. Brad przyglądał się jej w skupieniu. Od zawsze wiedział, ze jest piekną kobietą. Nie miał zamiaru jej zabić, ale wypuszczenie jej od tak po tym co widziało nie było możliwe. Spojrzał na kajdanki na jej nadgarstkach. Mogli się bez tego obejść, ale nie ufali jej. Była mądra. Bez problemu mogła ich wychytrzyć i uciec.
I co wtedy? Poszłaby na policję? Czy może zostawiła dla siebie tą informację. Brad przestał wpatrywać się w kobietę kiedy Jacob zaparkował. Zatrzymali się w połowie leśnej dróżki. Wyszli z samochodu pozostawiając kobietę samą. Alex rozejrzała się po pojeździe. Słysząc z bagażnika szelest worka przełknęła ślinę. W lusterku zobaczyła dwie łopaty. Musiała uciec, ale nie miała jak. Nerwowo rozglądała się w poszukiwaniu klucza. Widząc odbijające się swiatło wychyliła się lekko. Nie mogła uwierzyć w swoje szczęście. Na siedzeniu kierowcy leżał mały kluczyk. Chwcyciła go i nieudolnie starała się otworzyć kajdanki. Udało jej się to po dłuższej chwili. Oba przedmioty rzuciła do przodu. Uchyliła drzwi i widząc, że mężczyzn nie ma szybko wysiadła.
– A Ty dokąd sie wybierasz? – obróciła się, a jakieś trzysieści metrów przed nią stała trójka zbujów. Nie widząc co robić po prostu wbiegła do lasu.
– Szefie ona ucieka!
– Tamta droga kończy się niedaleko autostrady, będziemy tam szybciej. – powiedział wsiadając do samochodu. Nie czekając dłużej, ruszyli w wyznaczonym kierunku.
***
Alex po raz kolejny o mało co nie wywaliła się o korzeń. Nie chciała nawet na chwilę się zatrzymywać. Szybkim krokiem przemierzała przez las. Słysząc niedaleko jadące samochody, zaczęła biec. Nie mogła uwierzyć, ze udało jej się tak daleko zajść i nie zostać złapaną. Oparła się o drzewo i westchnęła ciężko. Była wyczerpana. Musiała chociaż na chwilę usiąść. Starała się unormować oddech. Była cała morka, a temperatura dawała o sobie znać. Środek zimy, a ona biega po zaśnieżonym lesie. Przymknęła oczy i nagle usłyszała znane głosy. Na kolanach przeczołgała się do wielkiego kamienia. Oparła się o niego wstając. Kilkanaście metrów dalej zauważyła Brada i jego pomagierów. Stali oparci o samochód. Miała pomysł. Gdyby udało jej się ich zwabić do lasu, a oni zostawili by otwarte drzwi i klouczyk w stacyjce, miałaby jak uciec. Upadła na kolana i odgarniając śnieg szukała odpowiedniej wielkości kamienia. Udało jej się to kiedy już ledwo co czuła palce. „No musisz do dobrze rozegrać” pomyślała i z całej siły rzuciła kamień przed siebie. Narobił on hałasu podobnego do deptanych gałęzi. Wstała i zobaczyła jak mężczyźni biegną w stronę hałasu. Uradowana uświadomiła sobie, że wszystko poszło według jej planu. Zbiegła po górce prosto do samochodu. Zamknęła drzwi i starała się odpalić samochód. W lusterku widziała jak Jacob biegnie w jej stronę. Po raz kolejny przekręciła klucz. Zajęło jej to chwilę, ale udało się. Samochód odpalił, a ona wjechała na ulicę. Jacob jednak nie dawał za wygraną i ruszył tuż za nią. Zanim samochód się rozpędził mężczyzna zdąrzył, złapać klamkę i wsiąść do środka. Kobieta spojrzała na niego przerażona. Mężczyzna usiłował zatrzymać samochód. Nie wiedząc co powinien zrobić złapał kajdanki leżące na oparciu fotela i przypiął jej dłoń do kierownicy. Kobieta spojrzała na blondyna i przycisnęła pedał gazu. Ulica była oczyszczona ze śniegu, więc nie miała problemu z widocznością. Jechała i równocześnie próbując zabrać mu klucz. Mężczyzna wsadził go sobie do kieszeni. Obecnie próbował odebrać jej kierownicę. Alex nie widząc co ma robić gwałtownie zachamowała, a Jacob uderzył głową w szybę. Zemdlał, ruszyła dalej z nadzieją, że uda jej się dojechać na komisariat zanim się obudzi. Jechała szybko, bała się o swoje życie.
W pewnym momęcie chciała zwolnić, ale hamulec nie działał. Spojrzała w dół, a następnie szybko podniosła głowę. Przed maską samochodu było zwierzę. Sarna stojąca na ulicy zbiegła z niej, unikając rozpędzonego samochodu, który niebezpiecznie zbliżał się do klifu. Kobieta, która kierowała pojazd, starała się ocucić mężczyznę obok. Nie mogła nawet wyskoczyć z wozu. Przypięta do kierownicy ręka uniemożliwiała jej nawet zawrócenie samochodu. Zjechali z szybkością światła z drogi i zaczęli zbliżać się do ogrodzenia, które chroniło kierowców przed śmiercią poprzez upadek do morza. Z całą siłą walnęli w ogrodzenie. Linki od niego oplotły samochód. Walnął on w skały i odbił się od nich. Kobieta otworzyła zamknięte wcześniej oczy i spojrzała w dół. Wszystkie linki puściły, a oni wpadli do morza.
Końcówka rozdziału to mocne skrócenie Prologu :) Czyli już wiecie jak na polskim skracam lektury XDXD.